Wyobraź sobie, że twój współlokator ma nawracające się koszmary, że skończy impalowany na rdzę na kawałku żelaza po upadku z zawalonej restauracji obracającej się setki stóp w powietrzu? Tak - pewnie…
Wyobraź sobie, że twój współlokator ma nawracające się koszmary, że skończy impalowany na rdzę na kawałku żelaza po upadku z zawalonej restauracji obracającej się setki stóp w powietrzu? Tak - pewnie po prostu położyłbym mu kiedyś cicho poduszkę na głowę. Na szczęście „Stefani” (Kaitlyn Santa Reyes) może wrócić do domu i spróbować dotrzeć do sedna sprawy. Kiedy wspomina to swojej rodzinie, okazuje się, że sen ma swe korzenie w faktach i wszystko sprowadza się do szalonej babci „Iris” (Gabrielle Rose), która mieszka w odległej okolicy, która nie wyglądałaby dziwnie w filmie „Mad Max” i która ma swoją własną teorię o tym, co się wydarzyło tej nocy pięćdziesiąt lat temu, i o śmierci. Jak w przypadku innych serii „Ostatniego wyjścia”, śmierć jest znacznie bardziej zanimowanym obiektem z planem, strategią i chłopakiem, który nie lubi, gdy plan się nie udaje. Szybko młoda dziewczyna dochodzi do wniosku, że przez lata śmierć spłaciła swoje długi i teraz przyszedł czas na jej rodzinę. Wszyscy myślą, że jest szalona, ale gdy ich nastawiony brat „Erik” (Richard Harmon) cudem unika śmierci, zaczynają się zastanawiać. Problem w tym, czy rzeczywiście myślą, że mogą pokonać pierwotnego mężczyznę ze sierpem? Znacie to powiedzenie o motylu machającym skrzydłami nad Amazonką i powodującym tsunami na Sri Lance? No, niektóre śmiertelne scenariusze przyczynowo-skutkowe są tu równie zabawne, jak uczymy się docenić przerażenia związane z niektórymi inaczej nieszkodliwymi narzędziami ogrodowymi, kolczykiem w nosie i zardzewiałym starym wiatrakiem - wymienię tylko kilka instrumentów - które mogą być użyte do ułatwienia naszej zawsze brutalnej i krwawej podróży do zaświatów. Katastrofy oczekujące są dość dobrze wizualnie przygotowane dla nas, dzięki czemu możemy przewidzieć makabry przed jego nieuchronnym wystąpieniem - ale co nie zawsze możemy zrobić, to przewidzieć, jak te incydenty się rozwiną. Śmierć może mieć plan, ale jest elastyczny i kiedy rodzina zaczyna kurczyć się w typowy, rzeźniczy sposób, jesteśmy w stanie wybrać ulubieńców (mój był irytujący „Ciotka Brenda” (April Talek)) i mieć nadzieję, że oni mogą być następni! To przyjemna rozrywka, która powinna być oglądana w odpowiednim duchu. Nie, scenariusz nie jest zbyt dobry, ani żaden z standardowych aktorskich występów z książki Blumhouse o krzyku, ucieczce przed podejmowaniem niewiarygodnych decyzji i kończeniu - no, wiecie, jak to zazwyczaj się kończy. Celuj nisko i przygotuj się na rozrywkę, a mimo że jest to zbyt długie, powinno sprawić, że się uśmiechniesz i trochę się zadrżysz.