Od II do III zmienili nacisk z rodziny i przyjaciół Rocky'ego i postaci na czysty boks, ale wciąż było to inspirujące, wciąż było to zabawne. Tutaj nie wiem, co zrobili. To było jakby znowu…
Od II do III zmienili nacisk z rodziny i przyjaciół Rocky'ego i postaci na czysty boks, ale wciąż było to inspirujące, wciąż było to zabawne. Tutaj nie wiem, co zrobili. To było jakby znowu skoncentrowali się na postaciach, ale jakoś to zniekształcili w procesie. Wynik był po prostu okropny. Nie chodziło o brak walki Rocky'ego czy fakt, że Tommy Gun był rodzajem zdradzieckiego przyjaciela, który go wykorzystał i odszedł... chodziło o to, jak to wszystko potraktowali. Mogło to być początkiem dobrej historii Rocky'ego jako trenera, ale skończyło się to po prostu okropnie. Dramatyczna dynamika rodziny została zniszczona i zamieniła się w bałagan z zagmatwaną historią, która zwiastowała, że mogłaby być porządna, ale zawsze coś tu nie grało. Powinno to być bardziej osobiste opowieść, ale przestało być osobiste w chwili, gdy Tommy Gun wszedł na ekran i zrobiło się bałagan, który nie wydawał się wiedzieć, w którą stronę powinien zmierzać. Jednakże... ten sam podstawowy koncept został wykorzystany w przypadku Creeda, i tym razem (pomimo swoich PRZEBACZALNYCH wad w scenariuszu) zostało to zrobione właściwie. Częściowo z powodu tego, że Jordan jest o wiele lepszym aktorem niż Morrison, ale głównie z powodu tego, że dotrzymał swoich obietnic i historia była bardziej spójna od początku do końca.