Przepraszam, nie zrozumiałem o co chodzi. To jest po prostu bałagan. "Uta" to sławna piosenkarka, która wierzy, że ma moc użyć piosenki do zjednoczenia w dużej mierze dysfunkcyjnego świata przeciwko…
Przepraszam, nie zrozumiałem o co chodzi. To jest po prostu bałagan. "Uta" to sławna piosenkarka, która wierzy, że ma moc użyć piosenki do zjednoczenia w dużej mierze dysfunkcyjnego świata przeciwko jakimś grabieżnym piratom. Rząd światowy i jego marynarka wojenna bardzo się starają, ale nie mogą do końca uporać się z tymi bezwzględnymi i dziwacznymi postaciami - wśród których musi zaliczyć swojego własnego ojca "Shanksa". Problem polega jednak na tym, że "Uta" i jej rzesza niezauważalnych power ballad przechodzi dwoma wymiarami i stopniowo zaczynamy się martwić, że może nie jest taką altruistką, jak się na początku wydaje. Może ma własne złowrogie aspiracje; albo jest w jakiś sposób manipulowana? Zazwyczaj jestem wielkim fanem japońskiego animé, ale to jest chaos. Fabuła jest słaba i prawie niemożliwa do śledzenia, z charakteryzacjami płytkimi i prawie nieistniejącymi. Rzekomo cherubiny głos młodej dziewczyny denerwował mnie od samego początku, a animacje (oprócz, być może, na końcu, kiedy są żywe i żywe) są prawie jak z komiksu w swoim wykonaniu. Oczywiście zakończenie jest nieuniknione, ale w tym przypadku podróż do tego wniosku jest maelstromem zamieszania i nieangażującą fabułą oraz postaciami, które pozostawiły mnie oziębłym. Może po prostu nie miałem nastroju - ale po prostu nie mogłem się wciągnąć.