Tak więc ta recenzja jest mniej więcej taka jak to tylko możliwe - ale wiesz co, ja naprawdę całkiem się tego cieszyłem. To krótka i słodka opowieść o młodej "Evie" (Nathalie Emmanuel). Robi jedno z…
Tak więc ta recenzja jest mniej więcej taka jak to tylko możliwe - ale wiesz co, ja naprawdę całkiem się tego cieszyłem. To krótka i słodka opowieść o młodej "Evie" (Nathalie Emmanuel). Robi jedno z tych testów DNA online i zanim się obejrzy, ma luksusowy obiad z "Oliverem" (Hugh Skinner) - luksusowym brytyjskim chłopcem, który twierdzi, że jest jego dawno zaginioną kuzynką. Po około trzydziestu sekundach jest zaproszona na wesele do Yorkshire i, jak można się spodziewać, z radością przyjmuje zaproszenie. Po przybyciu spotyka się z opryskliwym lokajem "Fieldsem" (Sean Pertwee) a potem z przystojnym panem dworu "Waltem" (Thomas Doherty). Jest oczarowana, rzeczywiście są razem w ciągu dwudziestu czterech godzin - ale wkrótce zaczyna czuć, że rzeczy w nowym "Carfax Manor" nie są zupełnie takie, jak się wydają - przede wszystkim dlatego, że brakuje tu panny młodej i pana młodego; a kelnerki zatrudnione do obsługi uroczystości mają tendencję do znikania. Co się tam dzieje...? Cóż, dla nas jest całkiem jasne od samego początku, kto jest łotrem, a "Viktoria" (coś w rodzaju Angeliny Jolie Stephanie Corneliussen) i jej koleżanka "Lucy" (Alana Boden) są w to zamieszane. Wyraźnie zrobiono to przy ograniczonym budżecie, ale reżyseria jest nadal w miarę adekwatna. Historia jest dość cienka, a aktorstwo to przeważnie poziom szkoły aktorskiej, zanim zakończenie naprawdę psuje całą sprawę. Mimo to obejrzałem to z pewnym niepokojem w dość pustym kinie i wyszedłem myśląc, że upłynęło 100-odd minut dość przyjemnie. Nie jest to świetne, nie - ale również nie jest to śmieć.