Rick, jesteśmy w latach dziewięćdziesiątych. Już nie możemy sobie pozwolić na lęk przed własnymi ludźmi, człowieku. 1991 „Jeden z dwudziestu jeden czarnych amerykańskich mężczyzn zostanie zamordowany…
Rick, jesteśmy w latach dziewięćdziesiątych. Już nie możemy sobie pozwolić na lęk przed własnymi ludźmi, człowieku. 1991 „Jeden z dwudziestu jeden czarnych amerykańskich mężczyzn zostanie zamordowany w ciągu swojego życia“ „Większość zginie z rąk innego czarnego mężczyzny“ „Zwiększ Pokój" to ostatnia wiadomość Johna Singletona, silnego, inteligentnego i poruszającego wezwania do spokoju w południowym centrum Los Angeles. Często błędnie przypisywany tym, którzy go nie widzieli, jako film gloryfikujący przemoc, debiutancki film Singletona zabiera nas do Południowego Centralu i trzyma nas tam, strzelając tylko do historii. Żadnych sztuczek ani otwarcie moralizatorskiego postawy reżysera (i scenarzysty), tylko bezpretensjonalne spojrzenie na życie w nowoczesnym getcie. Historia opowiada o trzech czarnych nastolatkach, którzy zastanawiają się, co przyniesie im życie, gdy dorosłość zbliża się. Bracia Doughboy (Ice Cube) i Ricky Baker (Morris Chestnut) oraz najlepszy przyjaciel Tre Styles (Cuba Gooding Jr) mają każdy swoje zwykłe zmartwienia związane z opuszczeniem młodzieńczych lat. Rodzice, dziewczyny, kariera, nie powrót do więzienia! Ale to nie jest zwykła historia o dorastaniu, byliśmy świadkami tej dzielnicy, w której ci chłopcy żyją. To miejsce, gdzie podróż do sklepu może cię zabić w strzelaninie z auta. Miejsce, gdzie ci, którzy chcą się uczyć i robić lekcje, mają swoje marzenie pokiereszowane przez częste odgłosy strzałów i syren wypełniających noc w Południowym Centralu. Singletonowi można zarzucić, że maluje niektóre postacie jako zbyt święte, ale powinien mu to być wybaczone, ponieważ to przecież film z przesłaniem. Poza tym jego portret tej konkretnej dzielnicy jest wykonany z uczciwej pamięci, ponieważ sam jest byłym młodzieńcem z South Central LA. Tam leży jedno z trumfów Boyz, Singleton, poprzez własne obserwacje, prosi tych w "The Hood", aby wzięli odpowiedzialność za to, co robią. Coś, co jest silnie dawane narracyjnym uzasadnieniem dzięki głębokim rozważaniom ojca Tre (fabularnie zróżnicowany Laurence Fishburne). Kiedy zbudowane napięcie eksploduje z nieuchronną tragedią, na którą wszyscy powinni być gotowi, efekt jest jak młot uderzający w kość. Nie ze względu na krwawe przelewanie dla samego efektu, ale z następstwami, gdy rodzina przyswaja sytuację. Daje kinematografii lat 90. jedną z jej najbardziej poruszających i potępiających scen, którą raz zobaczona trudno jest w pełni wymazać z pamięci. Singleton mógłby zakończyć historię, ale idzie dalej, rozszerzając następstwa i zabierając nas, razem z postaciami, do ostatecznego zakończenia „Zwiększ Pokój". Był nazwany wszystkim od po programie po najważniejszy czarny amerykański film, jaki do tej pory powstał. Zgadzam się z tą ostatnią oceną. 9/10