Indiana Jones i Diałka Przeznaczenia jest bardziej powiązana z niedawnym sequalem niż z dalekimi kuzynami oryginalnej trylogii. Próbuje wziąć formułę franczyzy i nieco ją wstrząsnąć; wrzuca cameo,…
Indiana Jones i Diałka Przeznaczenia jest bardziej powiązana z niedawnym sequalem niż z dalekimi kuzynami oryginalnej trylogii. Próbuje wziąć formułę franczyzy i nieco ją wstrząsnąć; wrzuca cameo, nawiązania i odniesienia, ale cierpi na ten samy problem, z jakim boryka się każdy niedawny film z Lucasfilm. To kolejne nowoczesne Disneyowskie reboot sequel z postaciami dziedziczonymi z przeszłości, a 'dziwną i dowcipną' nową postacią, która nam jest przedstawiona. Ten typ postaci poznajesz, kiedy z lęku robi żarty z nietolerancji laktozy złego gościa albo czegoś losowego, ponieważ postać ta ma nieskazitelną pewność siebie. Są znawcami na każdy temat związany z fabułą, pyskują, bo zawsze mają rację, są złośliwi, gdy są przetrzymywani i zawsze mają plan ucieczki. Tę postać gra Helena (Phoebe Waller-Bridges), i może być jedyną konsekwentną postacią w filmie. Co do reszty zespołu, Boyd Holbrook jako Klaber mówi raz w filmie, a potem goni Jonesa w każdej scenie; Mads Mikkelsen jako Jürgen Voller jest najbardziej zapomnianym antagonistą franczyzy, Antonio Banderas jest z filmu szybciej, niż się w nim pojawił, a na koniec, Harrison Ford jako Dr. Jones niestety wraca tylko dla ładnej wypłaty. Nie mam nic przeciwko samym występom. Obsada jest niezwykle utalentowana, ale ten zespół nie jest w stanie ukryć okropnego dialogu, który tylko potwierdza raczej zapomnianą historię. Ostatecznie, Indiana Jones ma jedną z najlepszych trylogii filmów z odległym uniwersum sequelów. Lucasfilm, po 2008 roku, nie jest już twoją erą.