Z powodu niechlubnie znanego uskoku San Andreas w Kalifornii dochodzi do trzęsienia ziemi o sile 9 stopni w skali Richtera. Pilot helikoptera ratunkowego i jego była żona, z którą nie utrzymuje kontaktów, muszą udać się z Los Angeles do San Francisco, aby uratować swoją jedyną córkę. Okazuje się jednak, że pełna niebezpieczeństw podróż na północ jest jedynie początkiem, a gdy oboje myślą, że najgorsze już za nimi... jest dopiero gorzej.
Film San Andreas jest miły, ale szczerze mówiąc, nie podoba mi się fabuła, dlaczego? Ponieważ w historii tego filmu wydaje się monotonna i egoistyczna. Wokół jest wielu ofiar, ale dlaczego Ray i Emma…
Film San Andreas jest miły, ale szczerze mówiąc, nie podoba mi się fabuła, dlaczego? Ponieważ w historii tego filmu wydaje się monotonna i egoistyczna. Wokół jest wielu ofiar, ale dlaczego Ray i Emma skupiają się tylko na ratowaniu swojej córki (Blake), chociaż Ray żyje jako ratownik, film ma tendencję do braku przekazywania swojej humanitarnej wiadomości.
John Chard
15. 11. 2015
60%
Wszędzie mnóstwo kamieni...
Wszędzie mnóstwo kamieni...
Gimly
28. 06. 2017
40%
Nigdy nie byłem fanem gatunku Filmów Katastroficznych, zdaje mi się, że nie potrafię z nich wyciągnąć nic więcej niż wizualny hałas. Miałem nadzieję, że połączone siły Alexandry Daddario i The Rocka…
Nigdy nie byłem fanem gatunku Filmów Katastroficznych, zdaje mi się, że nie potrafię z nich wyciągnąć nic więcej niż wizualny hałas. Miałem nadzieję, że połączone siły Alexandry Daddario i The Rocka przekonają mnie do _San Andreas_, niestety, nie było tak.
Per Gunnar Jonsson
10. 05. 2018
90%
To jest klasyczny film hollywoodzki, cienka fabuła i dużo efektów. Jednak tym razem całkiem mi się spodobał. Właściwie bardzo mi się podobał. Fabuła, choć cienka, nie jest całkowicie zła, trzyma się…
To jest klasyczny film hollywoodzki, cienka fabuła i dużo efektów. Jednak tym razem całkiem mi się spodobał. Właściwie bardzo mi się podobał. Fabuła, choć cienka, nie jest całkowicie zła, trzyma się razem mimo kilku niewiarygodnych momentów. Jednak w kontekście tradycyjnego filmu katastroficznego, nie jest zły. Może to jest to, co mi się w filmie podobało. To naprawdę dobry, staromodny film katastroficzny. Kiedy pierwszy raz przeczytałem opis tego filmu, bałem się, że na początku będzie wielka apokalipsa, a potem będzie „powolne” poszukiwanie córki Raya. Nie jest to nic w tym rodzaju. Ma przyzwoite budowanie napięcia i całkiem sporo bardziej lub mniej spektakularnych scen trzęsień ziemi... a potem to trwa. Byłem dość szczęśliwy, że od samego początku było przyzwoite budowanie napięcia, ale byłem jeszcze bardziej zadowolony, że początkowe trzęsienie ziemi faktycznie nie było wielkim wydarzeniem. Jak napisałem na początku, fabuła jest dość cienka. Efekty specjalne natomiast nie są. Przynajmniej mi się podobały. Nic dziwnego, że domy przewracają się jakby nie było jutra (co dla wielu osób naprawdę nie ma), ale jest to zrobione dość dobrze. Podobały mi się także sceny, gdzie ziemia chwieje się, gdy Ray i jego żona latają nad nią w swoim helikopterze. Uważałem to za całkiem fajne. Są pewne momenty, które są, no powiedzmy, niezbyt dobrze przemyślane. Na przykład klasyczny zawalający się budynek, który zawala się w dokładnie odpowiednim tempie, aby bohaterowie mogli wykonać swoją pracę. Następnie mamy moment, gdy Ray i jego żona przemierzają wody Los Angeles po trzęsieniu ziemi, które są pełne śmieci. Ilość śmieci w wodzie uniemożliwiłaby im korzystanie z śmigła po kilkuset metrach. Ale potem myślę, że teraz jestem zbyt inżynierem. Mówiąc o żonie Raya. To było jedną z rzeczy, które mi się naprawdę nie podobały w tym filmie. Być może reżyserzy i aktorzy w Hollywood są tak przyzwyczajeni do rozwodów wszędzie, że uważają to za „standardowy” element fabuły i nie zastanawiają się nad tym, ale dla nas, innych „zwykłych” ludzi, to tragedia (szczególnie dla osób spoza USA, jak się zdaje, jeśli ma się iść na podstawie śmieci, które cały czas są wypluwane z Hollywoodu) i naprawdę nie chcę oglądać tego gówna ciągle w filmach i programach telewizyjnych! Miałem nawet ochotę obniżyć ocenę filmu o co najmniej gwiazdkę, a może nawet dwie, za to gówno, ale cóż, to dobry film i lubię „The Rocka”. Więc po tym małym wybuchu, muszę powiedzieć, że ten był naprawdę przyjemnym filmem. Jednym z niewielu ostatnich, które obejrzałem. To całkiem dobry, klasyczny, film katastroficzny z dobrym budowaniem, naprawdę dobrymi efektami i dobrym i szczęśliwym zakończeniem (dla głównych postaci przynajmniej) i jestem miłośnikiem szczęśliwych zakończeń.