Kiedy "Larry Kincaid" zostaje postrzelony, mieszkańcy miasteczka buntują się i postanawiają ścigać zabójców. Pod wodzą konfederackiego oficera "Tetleya" (Frank Conroy) napotykają trzech ludzi na…
Kiedy "Larry Kincaid" zostaje postrzelony, mieszkańcy miasteczka buntują się i postanawiają ścigać zabójców. Pod wodzą konfederackiego oficera "Tetleya" (Frank Conroy) napotykają trzech ludzi na dziczy, przemieszczających jakieś bydło. Wydaje się, że ci trzej niedawno byli z "Kincaidem", więc szybko zostaje zorganizowany samozwańczy sąd z zamiarem powieszenia ich. William Wellman teraz prezentuje jedną z najbardziej napiętych pół godziny kina, jaką kiedykolwiek widziałem. Pościg nie ma żadnych dowodów, ale czy przekona ich protesty niewinności ze strony "Martina" (Dana Andrews) i jego towarzyszy, w tym "Martineza" Anthony'ego Quinna? Napięcie jest namacalne, gdy stary człowiek "Davies" (Harry Davenport) próbuje być głosem rozsądku, a "Art" (Harry Morgan) i "Carter" (Henry Fonda) również walczą ze swoim sumieniem. To szokujący akt oskarżenia o sąd tłumu, a dialog i ogólny wygląd filmu naprawdę dobrze się rozwijają, gdy to, co wydaje się nieuniknione, zbliża się coraz bardziej. Zakończenie ma zwrot, który daje do myślenia wszystkim zainteresowanym (w tym widzom) i ma coś z "Przebacz im, Ojcze...". Fonda gra główną rolę, ale występ Conroya jest prawdopodobnie najbardziej fascynujący - brutalność w dobrze skrojonym mundurze.