Teraz nie wiem, jak to u ciebie wygląda, ale zawsze myślałem, że Freddie Stroma („Cormac“) z „Księcia Półkrwi” (2009) był najbardziej atrakcyjny dla „Harry’ego Pottera”, więc nigdy nie zrozumiałem…
Teraz nie wiem, jak to u ciebie wygląda, ale zawsze myślałem, że Freddie Stroma („Cormac“) z „Księcia Półkrwi” (2009) był najbardziej atrakcyjny dla „Harry’ego Pottera”, więc nigdy nie zrozumiałem całego szumu wokół bladego i względnie bezbarwnego Roberta Pattisona, jak stał się gwiazdą Hollywood. W tym, przyznać trzeba, stylowo wyglądającym filmie, jest ubogim samozwańczym Lothario, który dzięki kreatywnej pomocy „Mme. Forestiere” (Uma Thurman) i jej męża, który to redaguje, zdobywa pracę w lokalnej gazecie „La Vie Française”. Sukces trochę mu uderza do głowy i wkrótce przechodzi przez paryskie społeczeństwo nie przejmując się kobietami - zwłaszcza „Mme. Rousset” (jednoznacznie najlepszy występ z filmu od Damy Kristin Scott Thomas) oraz wrażliwą i kochającą „Clothilde” (Christina Ricci). Stopniowo jego reputacja zaczyna wpływać na jego elastyczność, jego dawni koledzy zaczynają go nudzić, a jego szczęście zaczyna się zmieniać? Czy skończy gdzieś na przesiąkniętej absyntem podłodze, czy ma teraz wystarczająco sprytu, aby przetrwać - nawet odnieść sukces? Jest to interesujące, domniemam, opowiedzieć historię z perspektywy mężczyzny, który wspiął się na szczyt poprzez spanie - ale ta jest naprawdę dość jednowymiarowa. Pattison nie jest jakimś wielkim aktorem, jego występ jest całkowicie pozbawiony charyzmy i tutaj jest bardzo mało chemii - na jakimkolwiek poziomie - aby podtrzymać dość powtarzalny i depresyjny wątek ich historii. Są wszyscy raczej nieprzyjemni, dwulicowi jednostki, które oszukałyby tak łatwo, jak oddychały. Pojawienie się Holliday Grainger na scenie służy jedynie do jeszcze szybszego zejścia z góry, z której nigdy naprawdę się nie podnosi. To po prostu bieda, przepraszam.