Tytułowy bohater jest członkiem misji kolonizacyjnej na lodowej planecie Niflheim. Znacząco różni się jednak od swoich kolegów i koleżanek po fachu: Mickey jest bowiem pracownikiem „jednorazowym”. Kiedy przed załogą staje trudne zadanie, które często bywa misją samobójczą, członkowie misji zwracają się do głównego bohatera. Gdy Mickey ginie, odradza się jego nowa wersja z zachowaną większością wspomnień. Po swojej szóstej śmierci Mickey zaczyna rozumieć warunki swojego kontraktu, a także dostrzega, dlaczego właśnie na tym stanowisku brakowało członka załogi.
Mickey 17 przedstawia intrygującą koncepcję sci-fi i stawia ciekawe pytania, choć nie zawsze bada je z pożądaną głębokością. Bong Joon-ho nadal demonstruje swoje mistrzostwo w łączeniu gatunków, ale…
Mickey 17 przedstawia intrygującą koncepcję sci-fi i stawia ciekawe pytania, choć nie zawsze bada je z pożądaną głębokością. Bong Joon-ho nadal demonstruje swoje mistrzostwo w łączeniu gatunków, ale tutaj satyra i brak subtelności w narracji ograniczają emocjonalny i filozoficzny wpływ historii skupionej na tematach społeczno-politycznych, takich jak tożsamość, technologia i kolonializm. Niemniej jednak, ze świetnie obsadzoną obsadą na czele z doskonałym Robertem Pattinsonem i porywającym stylem audiowizualnym, południowokoreański reżyser wzmacnia swoje miejsce jako jeden z najbardziej kreatywnych reżyserów pracujących obecnie, dostarczając doświadczenie gdzieś między fascynująco zabawnym a frustrująco powierzchownym.
Brent Marchant
08. 03. 2025
90%
Niektóre filmy mają zdolność trafiać w sedno spraw, czy to celowo, czy przypadkowo. Tak jest również w przypadku najnowszego dzieła laureata Oscara, scenarzysty i reżysera Bong Joon Ho, zabawnie…
Niektóre filmy mają zdolność trafiać w sedno spraw, czy to celowo, czy przypadkowo. Tak jest również w przypadku najnowszego dzieła laureata Oscara, scenarzysty i reżysera Bong Joon Ho, zabawnie trafnej satyry socjopolitycznej sci-fi, która trafia w sedno w wielu aspektach. W dobie kultury szybkiego konsumpcjonizmu „Mickey 17” podnosi tę ideę na zupełnie nowy poziom, śledząc wątpliwe działania tytułowego bohatera (Robert Pattinson), który pracuje jako „ekspert”, człowiek odpowiedzialny za określenie śmiertelności różnych nowych technologii i warunków środowiskowych w kolonii pozaziemskiej przyszłości. Ironiczny i wątpliwy termin tej profesji wynika z faktu, że jej praktycy są uważani za całkowicie zastępowalnych pod każdym względem, ale są w pełni zdolni do regeneracji dzięki formie cyfrowego drukowania ludzi, co pozwala na tworzenie kolejnych wcieleń tych istot tak często, jak to konieczne. Jednak życie nie jest takie „proste i proste” dla eksperta Mickeya, gdy zostaje uwikłany w szereg skomplikowanych wydarzeń związanych z nielegalnym sobowtórem, kaprysami maniakalnego przywódcy kultu kolonii (Mark Ruffalo) i jego zapatrzoną w siebie żoną (Toni Collette), intrygami niewiarygodnego, samolubnego przyjaciela z dzieciństwa (Steven Yeun), nieustępliwym lichwiarzem (Ian Hanmore) z jego dni z powrotem na Ziemi i aspirującą miłością romantyczną (Anamaria Vartolomei), która próbuje wtargnąć między Mickeya a jego dziewczynę (Naomi Ackie), zmysłową ale opanowaną oficer bezpieczeństwa. Różne wątki fabularne ładnie się ze sobą łączą (nawet jeśli niektóre z nich są nieco rozciągnięte lub nie są rozwinięte tak, jak mogłyby być), ale wspólnie opowiadają dobrze zintegrowaną historię, która zazwyczaj utrzymuje widza w napięciu. Ta wciągająca opowieść jest doskonale wsparta inwencją twórczą obrazu, ekspertnym montażem i doskonałymi występami, zwłaszcza Ruffalo, Collette, Ackie i pierwszym portretem Pattinsona, który mi się naprawdę spodobał. Co sprawia, że to dzieło jest szczególnie skuteczne, a w pewnym sensie nieumyślnie, to czas jego premiery, która pierwotnie miała się odbyć rok temu, ale została opóźniona z powodu strajku SAG-AFTRA, co było naprawdę błogosławieństwem w przebraniu. Biorąc pod uwagę obecne warunki w dzisiejszym burzliwym klimacie socjopolitycznym, zwłaszcza nieprzewidywalne przywództwo jednego konkretnego polityka, „Mickey 17” nie mógłby zadebiutować w bardziej trafnym czasie. Ponadto film sprawnie porusza kilka istotnych społecznych i kulturowych tematów, takich jak sposób, w jaki są postrzegani i traktowani zwyczajni pracownicy w dzisiejszych czasach, z kwestią zastępowalności na czele. Niektórzy mogą postrzegać te cechy jako nieco zbyt dosłowne lub pouczające, ale takie „nadmiary” są esencją dobrej satyry, a twórca nie trzyma się tu niczego. Jestem również zaskoczony tym, że wszystko to zostało przewidziane tak wcześnie przed pojawieniem się obecnych warunków, zdecydowanie prorocze i trafne w swoich spostrzeżeniach. Faktycznie jest to autentyczna baśń kinowa dla naszych czasów - dosyć zjadliwa, to zdecydowanie, ale potępienie godna baśń mimo wszystko. Ponadto, jeśli ta premiera jest jakimkolwiek wskazaniem na to, jakie będą nowe filmy z 2025 roku, ciepło to witam, biorąc pod uwagę straszny rok filmowy, który właśnie minął. A jeśli chodzi o „Mickey 17”, miejmy nadzieję, że wszystko się spełni - zarówno na dużym ekranie, jak i w innych miejscach.
MVReka
16. 03. 2025
Nic niesamowicie przełomowego, trochę przesadzone z satyrą, ale zabawna jazda i dobrze sfilmowana, ze wszystkim "Nie powinienem się śmiać, ale się śmieję", czego byś się spodziewał. Czułem, że…
Nic niesamowicie przełomowego, trochę przesadzone z satyrą, ale zabawna jazda i dobrze sfilmowana, ze wszystkim "Nie powinienem się śmiać, ale się śmieję", czego byś się spodziewał. Czułem, że Trumpowska satyra bije mnie w twarz, ale mimo to dosyć dobrze trafia i wywołuje we mnie kilka śmiechów. Mimo to nadal zastanawiam się, o co chodzi z tą sosem...
MovieGuys
06. 04. 2025
60%
Mickey 17 dla tych z nas, którzy pamiętają, ma wibrujące wrażenia Jerry'ego Lewisa w kosmosie. Mickey to smutny, głupkowaty, pewnego rodzaju outsider, który staje się w zasadzie recyclowalnym "dummy…
Mickey 17 dla tych z nas, którzy pamiętają, ma wibrujące wrażenia Jerry'ego Lewisa w kosmosie. Mickey to smutny, głupkowaty, pewnego rodzaju outsider, który staje się w zasadzie recyclowalnym "dummy crash testem" w kosmosie, aby uniknąć być może jeszcze gorszemu losowi na ziemi w rękach sadystycznych lichwiarzy. Po prostu irytowało mnie to od początku do końca. Nie jest to to, czego potrzebuje, czyli naprawdę dowcipne i szalone, sympatyczne. Zamiast tego dostajesz coś ciemnego, często okrutnego, zamieszkanego przez zaniedbane postacie, które są zarozumiałe i denerwujące w równym stopniu. Jeśli to jest jakiś rodzaj komentarza i / lub satyry na ludzką kondycję, to nie jest zbyt obiecujące, żeby powiedzieć co najmniej.