Wow, ale to jest wszędzie. Bardzo luźno oparte na postaci Dickensa z jego opowiadania "Opowieść wigilijna", Will Ferrell jest Duchem Przeszłych Świąt, który teraz pracuje dla "Jakuba Marleya" …
Wow, ale to jest wszędzie. Bardzo luźno oparte na postaci Dickensa z jego opowiadania "Opowieść wigilijna", Will Ferrell jest Duchem Przeszłych Świąt, który teraz pracuje dla "Jakuba Marleya" (Patrick Page), próbując ratować nieodwracalne dusze z czyśćca. Wchodzi tu Ryan Reynolds. To on jest "Clintem" - sukcesyjnym influencerem, który jest dla swoich klientów tak bezlitosny, jak to tylko możliwe. "Przeszły" dochodzi do wniosku, że jeśli go uratuje, to może naprawdę zmienić przyszłość (choć wydaje się, że już uratował Dolly Parton!). W każdym razie, tu historia zaczyna być trochę bardziej interesująca. Zamiast drżeć ze strachu przed swoimi zjawiskami, "Clint" postanawia nieco odwrócić sytuację, i zanim się obejrzymy, wyzywa swojego protagonistę, aby uzasadnił, co robi i dlaczego. Niestety, pomimo obecności zazwyczaj niezawodnej Octavii Spencer, cała ta sprawa gwałtownie wygasa z kilkoma przewidywalnymi głupotami i kilkoma dość nudnymi balladami na pianino/gitarę od nie w formie Messrs. Pasek i Paul, które mają czasem potężne teksty, ale te są w dużej mierze przytłoczone tym, że Reynolds nie potrafi śpiewać, a Ferrell radzi sobie tylko nieco lepiej na tym froncie. Nie ma też pojęcia, jak to zakończyć, więc próbuje trzy lub cztery razy, wtedy ja już trochę się nudziłem. Od dawna nie zauważyłem, że ludzie opuszczają salę kinową, ale dość sporo osób to zrobiło. Dla mnie nic nie przebije "Scrooge" Alberta Finneya/Leslie Bricussego (1970), a chociaż ta iteracja ponadczasowej opowieści mogłaby lepiej działać na scenie - wiele z niej jest bardzo teatralnie stylizowanej natury (szczególnie numery taneczne) - ja po prostu pozostanę przy tym.