Kersey Chaos. Michael Winner ponownie naciska przyciski Hollywoodu tym sequel do swojego kontrowersyjnego hitu, Death Wish. Fabuła podąża znaną trajektorią, Paul Kersey (Charles Bronson) teraz żyje w…
Kersey Chaos. Michael Winner ponownie naciska przyciski Hollywoodu tym sequel do swojego kontrowersyjnego hitu, Death Wish. Fabuła podąża znaną trajektorią, Paul Kersey (Charles Bronson) teraz żyje w Los Angeles i prowadzi normalne życie, kiedy byście się nie spodziewali, jacyś zbirów przekroczy mu drogę po dokonaniu gwałtu i grabieży na ludziach bliskich jemu... Problem tutaj, i powód dlaczego niektórzy krytycy pękali po jego obejrzeniu żyłami, to że pierwsza połowa to czysta eksploatacja, pomimo niektórych solidnych wartości produkcyjnych. Czy naprawdę musiał to być kolejny przestępczy akt seksualny? Czy nie mogło to być morderstwo itp.? W pewnym momencie filmu czujesz, że to cycki dla samego cycków. Choć musisz się zastanowić, czy Winner odważył się zapytać Chucka i Jill Ireland (gra dziewczynę Chucka...) czy Jill zrobiłaby scenę nago? Myślę, że z tego mogłoby wyniknąć złamane nos, gdyby ta kwestia została poruszona... Gdy Kersey (Bronson twardy jak skała) zaczyna wymierzać swoją sprawiedliwość, film nabiera tempa, drażni widzów moralnym - etycznym oburzeniem lub na odwrót, myśleniem wicaryjnym. Filmy o samosądzie zawsze będą pływać w trudnych wodach, wywołując gniew i gorącą debatę ze wszystkich stron politycznego spektrum, ale lepiej mieć je tam, aby wywołały reakcję, niż nie. Na pewno? Tutaj nie ma nic nawet zbliżonego do wysokiej jakości, ale to film wart swojej powyżej przeciętnej oceny na IMDb. Może szokować, irytować, zaniepokoić a nawet wywołać niezamierzony śmiech (trzej gwałciciele tańczą najbardziej kiczowaty taniec), ale nie zostanie zignorowany i ludzie wciąż go szukają, aby go dzisiaj obejrzeć po raz pierwszy. Michael Winner nadal pokazuje zdolność do zainteresowania swoim franczyzowym samosądem. 6,5/10