Muszę przyznać, że chociaż mam DVD od zawsze, jedynie na podstawie urody/aktorskich osiągnięć Davida Bowie i Catherine Deneuve, i nic, co kiedykolwiek obejrzałem z reżyserii Tony'ego Scotta, z…
Muszę przyznać, że chociaż mam DVD od zawsze, jedynie na podstawie urody/aktorskich osiągnięć Davida Bowie i Catherine Deneuve, i nic, co kiedykolwiek obejrzałem z reżyserii Tony'ego Scotta, z wyjątkiem 'Crimson Tide', naprawdę nie porwało mnie jako wyjątkowo kinofiliczne. I nie, to naprawdę też nie jest. Ale i tak to puściłem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że to był debiut Scotta, to nie było takie złe, aby Bram Stoker nie obrócił się w swoim grobie. W rzeczywistości, choć być może trochę uboga fabuła, było dość przyjemne, eleganckie i smutne elegijne rozważanie zalet i wad nieśmiertelności. Tak, było to bardziej o stylu niż o treści, ale to nie zawsze musi być zła rzecz. Tutaj przynajmniej nie, a ja po prostu uwielbiałem zakończenie.