W 1985 roku, pracujący jako handlarz węglem, aby wspierać swoją rodzinę, Bill Furlong odkrywa niepokojące tajemnice skrywane przez lokalny klasztor i odkrywa swoje własne prawdy; zmuszając go do konfrontacji ze swoją przeszłością i milczeniem małego irlandzkiego miasteczka kontrolowanego przez Kościół katolicki.
'Small Things Like These' jest absorbującym filmem. W zasadzie dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem. To powolny film z doskonałym, choć nieco stonowanym, występem Cilliana Murphy'ego. Tempo…
'Small Things Like These' jest absorbującym filmem. W zasadzie dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem. To powolny film z doskonałym, choć nieco stonowanym, występem Cilliana Murphy'ego. Tempo jest idealne, a historia zdecydowanie wciągająca, ma za sobą mnóstwo emocji. Zakończenie jest dość nagłe, słyszałem nawet kogoś w pobliżu skomentować 'to nie może być koniec', gdy następuje cięcie do czerni. Dla mnie to jednak nie jest zła rzecz. Znowu trochę się spodziewałem, że to będzie film, który po prostu opowie swoją historię i zakończy, co zdecydowanie robi. Bardzo wyróżnia się Murphy, ale należą się też brawa dla Eileen Walsh, Emily Watson i Zary Devlin w ich odpowiednich rolach wspierających. Na ekranie nie ma nikogo, kto by popełnił błąd. Ogólnie rzecz biorąc, to ewidentnie bardzo dobrze wykonany obraz - polecam go!
Brent Marchant
21. 03. 2025
60%
Jeśli chodzi o minimalizm w filmie, istnieje zręczne, celowe powściągliwość, która może być zdecydowanie cennym aktywem, a potem istnieje zawiłe zaciemnienie, które często pozostawia widzów…
Jeśli chodzi o minimalizm w filmie, istnieje zręczne, celowe powściągliwość, która może być zdecydowanie cennym aktywem, a potem istnieje zawiłe zaciemnienie, które często pozostawia widzów drapiących się po głowach. A jeśli chodzi o ten czwarty filmowy wypad reżysera Tima Mielantsa, granica między nimi jest niewątpliwie i myląco cienka, opowieść tak niezwykle wyrafinowana i celowo powściągliwa, że często zastanawia się człowiek, co dokładnie próbuje powiedzieć. Film rozgrywa się w 1985 roku i opowiada historię Billa Furlonga (Cillian Murphy), pracowitego irlandzkiego handlarza węglem, który boryka się z problemami finansowymi dla swojej żony (Eileen Walsh) i pięciorga córek. Jako cichy, życzliwy człowiek chętnie pomaga innym, współczujący rys, który rozwijał się w dzieciństwie, gdy jego młodsze ja (Louis Kirwan) i niezamężna matka Sara (Agnes O'Casey) byli łaskawie przyjęci przez bogatego dobroczyńcę (Michelle Fairley), gdy zostali nagle wykluczeni przez rodzinę Sary, wątek opowiedziany w serii wspomnień. Ta jakość zaczyna definiować naturę Billa, powracającą po latach. Ale jej wpływ staje się najbardziej zauważalny, gdy dostarcza węgiel do lokalnego klasztoru, gdzie świadczy o nadmiernie okrutnym traktowaniu ciężarnej nastolatki (Zara Devlin), jednej z wielu takich młodych kobiet, które mieszkają w placówce, czekając na poród. Jak się okazuje, klasztor jest częścią znanego irlandzkiego systemu pralni Magdalene, placówek prowadzonych przez Kościół katolicki, gdzie młode kobiety w ciąży były traktowane jak niewolnicza siła robocza w zamian za zakwaterowanie i wyżywienie podczas ciąży, program, który działał w dużej mierze nieznany na Zielonej Wyspie przez ponad 75 lat. I gdy Bill spotyka się z zimnokrwistą matką przełożoną klasztoru, siostrą Maryją (Emily Watson), w związku z kolejnym incydentem, widzi, jak uciążliwe mogą być warunki. Jest rozdarty, co zrobić, zważywszy na kontrolę, jaką Kościół i klasztor mają nad życiem praktycznie każdego w okolicznej społeczności. Naprawdę, co ma zrobić? Z powyższego streszczenia mogłoby się wydawać, że to interesujący filmowy pomysł, ale niemal każdy aspekt filmu jest tak celowo stłumiony, że ledwo drapie po powierzchni tego szokującego opowiadania, które wstrząsnęło Irlandią i Kościołem na całym świecie, gdy powszechnie pojawiło się w mediach mainstreamowych. Co gorsza, film nie ma żadnej istotnej głębi emocjonalnej, nigdy nie robiąc wiele, aby zainteresować widzów historią czy życiem jego postaci. W dużej mierze jest to spowodowane niedopracowanym scenariuszem i żałosnym rozwojem postaci, który jest tak stłumiony, że niewiele się wyróżnia o tym, kim są ci ludzie, przy czym prawie cała obsada (oprócz Watson, która prezentuje znakomitą rolę) dostarcza występy, które mogłyby być łatwo zadzwonione. Chociaż z pewnością godne pochwały jest to, że filmowiec oprze się pokusie sensacjonalizowania tej historii, gotowy produkt mimo wszystko nie udaje się dostarczyć towaru. (W rzeczywistości, dla lepszego, bardziej angażującego i trafnego podejścia do tego tematu, obejrzyj doskonałą faktyczną dramę „Filomena” (2013) zamiast tego.) Należy zauważyć, że ofiary tego niewybaczalnego fiaska zasługują na naprawdę lepsze traktowanie niż to, co przedstawiono w tym wydaniu, i jest to godne ubolewania, że go nie dostają, bez względu na to, jak szlachetne mogły być intencje twórców tego obrazu.