Dla ''czystych'' komiksów było to bluźnierstwo. Dla rasistów, którzy poczuli się urażeni, było to zniewaga. Nienawidzę generalizowania, ale kiedy irytujesz dwie z dzisiejszych najtoksyczniejszych…
Dla ''czystych'' komiksów było to bluźnierstwo. Dla rasistów, którzy poczuli się urażeni, było to zniewaga. Nienawidzę generalizowania, ale kiedy irytujesz dwie z dzisiejszych najtoksyczniejszych grup, które są przekonane, że wiedzą coś, czego ty nie wiesz, na pewno przyciągniesz moją uwagę. Podejście Lindelofa nie jest kanonem i to w porządku. Obecne i oficjalne kontynuacja Watchmena w komiksach zakończyła się w zeszłą środę premierą Doomsday Clock #12, gdzie wreszcie dojdzie do długo oczekiwanej konfrontacji między Dr. Manhattanem a Supermanem. Osobiście uważam, że był to świetny serial. Zabrał świat z komiksu i nadał mu inny głos. Zbudował interesującą tajemnicę wokół pewnych postaci z oryginalnej historii i zakorzenił ją w dość istotnych tematach, które, jak pokazał od pierwszego odcinka do ostatniego, obejmują dekady nienawiści, która jest nadal żywa. Do tej pory uważa się, że będzie to tylko samodzielny sezon i jeśli tak jest, nie mam z tym problemu. Jestem otwarty na drugi, ale uważam, że opowiedziana historia była wystarczająca. I uwierzcie mi, że cieszyłem się nią tydzień po tygodniu od początku. Jedynym mankamentem i dlatego nie dałem mu 5 gwiazdek jest to, że pomimo dobrego prowadzenia akcji, Lindelof popełnił błąd, aby działała jego romantyczna historia i to jest to, że osłabił Dr. Manhattana. Bardzo. Rozumiem, że to jego wizja, ale powiedz mi, że Ozymandias, najmądrzejsza osoba na świecie, nie zdołał złapać tego wszechmocnego istnienia, ale stado rasistów tak? No dalej. Niemniej jednak był to świetny serial. Jeśli go jeszcze nie widziałeś, zacznij teraz.