Po prostu słabo. Nieobdarzona wyobraźnią i dość tandetnie zatytułowana „Dexter Original Sin” jest, w przeciwieństwie do oryginalnej serii, tak subtelna jak siekiera. Brak jest tej lekkości,…
Po prostu słabo. Nieobdarzona wyobraźnią i dość tandetnie zatytułowana „Dexter Original Sin” jest, w przeciwieństwie do oryginalnej serii, tak subtelna jak siekiera. Brak jest tej lekkości, wyrafinowanego podejścia związanego z oryginalną serią. Zamiast tego, obrazowanie jest przesadne, czasem graniczące z absurdem. Widzimy Dextera patrzącego na gazetę dla panów, ale naprawdę zachwycającego się wycinkami z gazet o seryjnym mordercy Tedzie Bundy'm wciśniętymi pomiędzy jego nieskazitelnymi stronami. O, a jego siostra kończy pijana na imprezie gotowa do gwałtu, ale po interwencji Dextera, aby ją uratować, zdaje się wciąż „radzić sobie sama”. Wyraźnie, jak właśnie widzieliśmy, to nieprawda. To rodzaj niskiego, nieinteligentnego nonsensu, z odrobiną woke BS, który pogrąża tę serię na dno. Jak to często bywa, szkoda, bo to porządna obsada, która się zebrała na tę krwawą aferę. Podsumowując, wszystkie pozory sukcesu nie są w stanie zrekompensować braku dobrze opracowanej, inteligentnej, wiarygodnej historii. Uwielbiałam oryginalnego Dextera, ponieważ jest wszystkim, czego ten bezduszny fasymil nie jest. Stanowcze nie dla mnie.