Reżyser Fede Alvarez świadomie podjął - i prawdopodobnie kosztowną - decyzję, aby minimalizować użycie CGI tutaj i naprawdę to działa. "Rain" i jej "brat" chcą opuścić planetę, ale nie mogą uzyskać…
Reżyser Fede Alvarez świadomie podjął - i prawdopodobnie kosztowną - decyzję, aby minimalizować użycie CGI tutaj i naprawdę to działa. "Rain" i jej "brat" chcą opuścić planetę, ale nie mogą uzyskać dokumentów podróży od wszechmogącej spółki górniczej. Zdesperowana, ona i "Andy" dostają szansę od "Tylera" i "Bjorna" na napadnięcie zrujnowanego, starego statku kosmicznego, który wydaje się być w rozkładającej się orbicie, aby mogli ukraść jego kriogeniczne pojemniki i umożliwić im wszystkim ucieczkę na inną planetę poza zasięgiem swoich fascynujących przełożonych. Wyruszają na statek "Romulus" i tam, no, już wiecie, co się będzie działo, gdy nieumyślnie włączą ogrzewanie i znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. "Andy" okazuje się syntetyczny, co okazuje się szczególnie przydatne, gdy odkryją szczątki "Rooka" (żywy obraz zmarłego Sir Iana Holma), ale czy ten oozujący bałagan z błota i przewodów jest faktycznie pomocą czy przeszkodą? Ucieczka będzie o wiele trudniejsza niż wsiadanie! Szczerze mówiąc, aktorstwo tutaj jest naprawdę ani tu ani tam. Renaux i Isabella Merced - ich wspólnik "Kay" robią wystarczająco, Fearn trochę przesadza z postacią z żetonem na ramieniu, a Jonsson prezentuje nieco senny wysiłek, ale o to nie chodziło mi przy oglądaniu. Chodzi o najlepsze potwory, jakie kiedykolwiek stworzyło kino science fiction, i od ich pierwszego wystąpienia byłem po ich stronie. W dwie godziny jest pełne mrocznego zagrożenia, z mnóstwem odniesień do swojego poprzednika i jeszcze więcej insynuacji o chciwości "firmy", która nie potrafi zostawić tego w spokoju. Podobnie jak w innych filmach serii "Obcy", podejmuje podejście lalkowe do zakończenia, więc nie myślcie, że ujdziemy na sucho tylko z jednym, ostatecznym, "uciekaj od niej..." momentem, a oczywiście winda odgrywa kluczową rolę w przebiegu, gdy kwas krwi kropi wszędzie. Nie jest tak dobry jak dwa pierwsze filmy z Sigourney Weaver, ale ładnie wpasowuje się na trzecie miejsce dla mnie w serii, która nadal potrafi być dość przekonująco przerażająca. To obowiązkowy seans kinowy - telewizor po prostu nie oddaje sprawiedliwości oświetleniu i fotografii w ogóle.