Miałam iść zobaczyć pierwsze pojawienie się Joaquina Phoenixa jako „Joker” (2019), aby przypomnieć sobie, kto zrobił co komu, ale nie miałam czasu. Myślę, że cieszę się, ponieważ przypominam sobie,…
Miałam iść zobaczyć pierwsze pojawienie się Joaquina Phoenixa jako „Joker” (2019), aby przypomnieć sobie, kto zrobił co komu, ale nie miałam czasu. Myślę, że cieszę się, ponieważ przypominam sobie, że to było o wiele lepsze niż to. Tutaj podążamy za „Fleckiem” (Phoenix), który był na swojej krwawej przejażdżce klaunami i znajduje się w więzieniu pod nadzorem strażnika więziennego „Jackie” (Brendan Gleeson). Jego prawniczka „Maryanne” (Catherine Keener) stara się, aby został uznany za zdolnego stanąć przed sądem za swoje zbrodnie, aby mogła bronić go na podstawie zaburzenia osobowości - on nie jest „Fleckiem”, kiedy jest „Jokerem” coś w tym stylu. Sprawa się komplikuje, gdy spotyka „Lee” (Lady Gaga) na więziennym śpiewaniu i udaje jej się go zdobyć, a następnie zniweczyć ten plan, co sprawia, że fabuła skręca w stronę sali sądowej, gdzie jego skazanie za wielokrotne morderstwa szybko wydaje się nieuniknione jak piosenka w filmie. Cóż, podobał mi się soundtrack, ale sposób, w jaki Todd Phillips to przedstawił, mógł równie dobrze być Tony Bennett albo Newley, którzy wzięli na siebie główną rolę, ponieważ jej udział to głównie seria zabawnie sfotografowanych wideoklipów muzycznych z cienkimi plasterkami mięsa stanowiącymi słaby wątek między nimi. To opowieść miłosna, przypuszczam, ale naprawdę nie o to przyszłam zobaczyć. Jest tu dużo nadmiaru, ale brak grozy czy zagrożenia, a wcześniejsza sprawność postaci w wędrowaniu po cienkiej granicy między zdrowiem a szaleństwem tutaj w ogóle się nie rozwija. Wydaje się bardziej żałosny, wyniszczony więzień, którego płomień dawno już zgasł. Jego prawniczy antagonist (Harry Lawtey) wygląda na jakieś jedenaście lat, ale to właściwie nie ma znaczenia, ponieważ same postępowania sądowe nie oferują nam wiele dramatu, nawet gdy zbliżamy się do zakończenia, które oferuje najmniejszą iskierkę nadziei potem... To oszałamiający kawałek kina, wydano pieniądze i od projektantów produkcji jest tu mnóstwo wyobraźni. To po prostu zbyt wiele puzzli filmowych z zbyt małą fabułą służącą jako pojazd dla albumu, który bez wątpienia jest gotowy trafić do sklepów.