Lata 80., południowe wybrzeże Anglii. Samotna i prowadząca rutynowe życie Hilary jest zauroczona nowym pracownikiem kina, z którym nawiązuje bliską więź.
Empire of Light najlepiej działa jako list miłosny do sztuki filmowej i doświadczenia teatralnego. Genialne występy. Oszałamiający dla oka. Emocjonalnie słuchać - muzyka jest technicznym szczytem.…
Empire of Light najlepiej działa jako list miłosny do sztuki filmowej i doświadczenia teatralnego. Genialne występy. Oszałamiający dla oka. Emocjonalnie słuchać - muzyka jest technicznym szczytem. Narracyjnie nie tak porywające, biorąc pod uwagę, że pierwszy samodzielny scenariusz Sama Mendesa brakuje głębi w najważniejszych tematach. To piękny hołd dla magii kina, który z pewnością docenią kinomani, ale dla widzów mniej pasjonujących się 7. sztuką może być trudne, aby autentycznie się przejmować.
CinemaSerf
10. 02. 2023
70%
"Hilary" (Olivia Colman) jest liderem zmian w wielkim, starym kinie, który prowadzi rutynowe życie i głównie tylko przemierza dni. Kiedy przychodzi młody "Stephen" (silny i angażujący występ od…
"Hilary" (Olivia Colman) jest liderem zmian w wielkim, starym kinie, który prowadzi rutynowe życie i głównie tylko przemierza dni. Kiedy przychodzi młody "Stephen" (silny i angażujący występ od Micheala Warda), zabiera go na wycieczkę po budynku, co prowadzi ich na najwyższe piętra budynku - teraz nieużywane - gdzie odkrywają rannego gołębia. Odkrywają również coś innego i wkrótce mają mały tajny romans. Problem w tym, że ma taki romans również ze swoim szefem "Ellisem" (Colin Firth) i utrzymywanie tajemnic wśród swojego małego zespołu nie należy do najłatwiejszych! Sytuacja dochodzi do punktu kulminacyjnego, gdy jakieś faszystowskie chuligany grasują po lokalnej promenadzie i widzą młodego mężczyznę przez zamknięte drzwi. Wkrótce jest w szpitalu, a wszyscy muszą przeanalizować swoje relacje i priorytety - i właśnie w tym momencie "Hilary" trochę zejdzie z toru. Lata urazy i frustracji - w połączeniu z odrobiną alkoholu - wychodzą na jaw w momencie, gdy jej młody przyjaciel wyciąga pewne wnioski na temat własnej przyszłości! Toby Jones jest tutaj wspaniały jako projekcjonista, umożliwiając intensywności osobistych historii rozproszenie się nostalgicznym spojrzeniem na to, jak (nawet w latach 80.) filmy były synchronizowane z serii projektorów, z kropkami wskazującymi i odtwarzane z rolek. On ("Norman") nawet demonstruje entuzjastycznemu młodemu "Stephenowi" jak to działa. Tematy rasizmu, tolerancji, dyskryminacji wiekowej i ignorancji nigdy nie są daleko od powierzchni, a w gruncie rzeczy ten film to inteligentnie wyważony kawałek dramatu, który wykorzystuje kino - samo w sobie przewodnik dla tylu różnych aspektów ludzkiego życia i zachowania - aby służyć jako skupienie na krótkiej obserwacji dwóch żyć, które na chwilę się nakładają. Ma w sobie pewien sentymentalizm - ale dla mnie chodziło o stare dni kina; poza tym jest to złożone i skłaniające do refleksji spojrzenie na życie w Brytanii pani Thatcher jeszcze długo przed tym, zanim miała realną szansę je ukształtować...