Na pierwszy rzut oka przypomina to nieco zeszłoroczny film "Nyad", ale ten uważałem za bardziej interesujące ukazanie historii młodej kobiety zdeterminowanej, by walczyć nie tylko z wodą, ale także z…
Na pierwszy rzut oka przypomina to nieco zeszłoroczny film "Nyad", ale ten uważałem za bardziej interesujące ukazanie historii młodej kobiety zdeterminowanej, by walczyć nie tylko z wodą, ale także z ograniczeniami społecznymi narzuconymi jej płci i zakładanymi o jej potencjale zaledwie sto lat temu. Trudy Ederle jako małe dziecko zachorowała na odrę. Lekarz sądzi, że nic nie można zrobić, ale ona nie ma zamiaru poddawać się i decyduje, że woli ser niż trumnę! To zachorowanie ma miejsce w czasie morskiej tragedii, podczas której zginęło wiele kobiet. Bały się opuścić płonący prom, bo nie potrafiły pływać. Trudy chce nauczyć się pływać, jej matka chce, żeby nauczyła się pływać - ale jej ojciec, imigrant niemiecki rzeźnik, jest o wiele bardziej konformistyczny. Dla kobiet nie jest właściwe pływanie! Teraz dostajemy pierwszy znak siły woli kobiet w tej rodzinie, gdy matka (Jeanette Hain) znajduje dla niej i siostry "Meg" (Tilda Cobham-Hervey) klub pływacki tylko dla kobiet prowadzony przez "Lottie" (Sian Clifford) i potem, po kilku naprawdę wyczerpujących treningach, ona (teraz Daisy Ridley) ma serce nastawione na olimpiadę w Paryżu. Historia przejmuje teraz jej historię, gdy podążamy za tą ogromnie inspirującą osobą, która postanowiła udowodnić, że jej płeć nie musi być przeszkodą dla jej zdolności i że przy właściwym wsparciu wokół niej może osiągnąć praktycznie wszystko. Połączenie entuzjastycznego i wyczerpującego występu Ridleya oraz silnej grupy aktorek drugoplanowych sprawia, że jest to naprawdę dość poruszający kawałek kina. Nie tylko porusza kwestie represji seksualnej, ale także postawy rasowe i kulturowe, które trzeba było przyjrzeć się zarówno od wewnątrz, jak i na zewnątrz. Stephen Graham sprawdza się dobrze jako bystry trener Burgess, a Kim Bidnia również doskonale łączy opiekę, obawy i inspirację jako jej ojciec Henry. Nie jestem wielkim fanem Christophera Ecclestona, a jego nadmiernie dramatyczne ukazanie Szkota Jabeza Wolffe'a nie do końca dla mnie zadziałało, ale ta historia jest dobrze zbudowana od podstaw przez Joachima Rønninga, pozwalając nam poczuć niektóre emocje towarzyszące tej przełomowej sportowczyni i zrozumieć dlaczego opinia publiczna w tamtym czasie się nimi interesowała.