Zaledwie kilka dni temu byłem zbulwersowany tym, jak nowy Texas Chainsaw Massacre wykorzystuje prawdziwą tragedię jak strzelaninę w szkole średniej do usprawiedliwienia swojej marki gratuitownego…
Zaledwie kilka dni temu byłem zbulwersowany tym, jak nowy Texas Chainsaw Massacre wykorzystuje prawdziwą tragedię jak strzelaninę w szkole średniej do usprawiedliwienia swojej marki gratuitownego przemocy. Z drugiej strony spektrum jest film The Desperate Hour - przypomnienie, że najbardziej potężne historie o takich tragicznych wydarzeniach nie skupiają się na przemocy, ale na ludziach. The Desperate Hour (która nawet fizycznie nie dociera na szkołę) nie osiąga wirtuozowskich wysokości filmów Gus Van Santa Elephant czy Denisa Villeneuve'a Polytechnique, i to dlatego, że psuje trzecie akty, ale pozostaje mimo to poruszającym wysiłkiem. Naomi Watts zasługuje na sporo uznania za występ, który jest równie wymagający fizycznie, jak emocjonalnie. Jest w każdej scenie, a jej głos jest praktycznie jedynym, który nie dochodzi z jej telefonu komórkowego; nie tylko musi nieść cały film całkowicie sama, ale dosłownie go podnosi i ucieka z nim. A potem przychodzi wymuszone trzecie akty, gdzie koła schodzą w sposób przypominający pojazd Halle Berry z 2013 roku The Call. Z tego filmu Roger Moore z The Seattle Times napisał, że „To dopiero wtedy, gdy nasza laureatka Oscara odłoży telefon i wyrusza na własną rękę zbadać sprawę, The Call się odłącza, zmieniając się w coś o wiele bardziej ogólnego i mniej ekscytującego”; tutaj Watts nie odkłada telefonu, ale to, kogo dzwoni, nadaje temu w przeciwnym razie dobremu filmowi skręt, który bardziej pasuje do bezmyślnego thrillera niż do przemyślanego eksplorowania tej tematyki.