To jest jeden z tych apokaliptycznych filmów, które sprawiają, że zastanawiasz się, czy jeśli ta planeta kiedykolwiek miała dość ludzkości i jej toksycznych sposobów, mogłaby nas wszystkich dosyć…
To jest jeden z tych apokaliptycznych filmów, które sprawiają, że zastanawiasz się, czy jeśli ta planeta kiedykolwiek miała dość ludzkości i jej toksycznych sposobów, mogłaby nas wszystkich dosyć łatwo wytrzebić. Tym razem to Paryż dostaje końca świata, gdy śmiertelna mgła wypływa z ziemi i przenika do wszystkich domów, zabijając wszystko, co napotyka. Na szczęście „Mathieu” (Romain Duris) i jego rodzina mieszkają w wyższym budynku i mogą więc żyć nad mgłą, która pochłonęła wszystko poniżej nich, ale jak długo? Nie musi się martwić tylko o siebie, ale także o swoją żonę „Annę” (bardzo rzadko widzianą Olgę Kurylenko) i ich dziecko zabezpieczone w bąbelkach „Sarah” (Fantine Harduin), jak również o swoich rodziców. Stopniowo przestaje działać woda i prąd, obaj muszą zstąpić na poziom ulicy i poszukiwać jedzenia - w środowisku, gdzie sytuacja staje się coraz gorsza. Jaka jest szansa na przetrwanie, gdy gaz zaczyna się podnosić? Lubię Durisa, myślę, że jest przyciągającym aktorem, który zazwyczaj dostarcza, a tutaj bierze dość mało znaczący scenariusz i tworzy postać, z którą możemy trochę się utożsamić. Na początku zastanawiałem się, czy nie jest trochę niesprawiedliwe, że bogaci ludzie w apartamentach na ostatnim piętrze będą wszyscy oszczędzeni, potem zrozumiałem, że ich rolą jest powolne umieranie z głodu i/lub pragnienia - więc było w porządku. Nie mogło mieć dużego budżetu, więc nikt nie oszalał z efektami wizualnymi, co sprawiło, że wygląd filmu stał się trochę bardziej groźnie autentyczny, a sceny na końcu przypomniały mi trochę „Titanica”. Pokazuje to, że Hollywood nie musi mieć monopolu na dramaty egzystencjalne, a ten jest lepszy niż większość, powiedziałbym.