Pięknie sfilmowane, ale emocjonalnie ospałe. Na podstawie powieści Jamesa Baldwina z 1974 roku, _If Beale Street Could Talk_ to w istocie dwie historie w jednym; jest tu miłość, która nadaje filmowi…
Pięknie sfilmowane, ale emocjonalnie ospałe. Na podstawie powieści Jamesa Baldwina z 1974 roku, _If Beale Street Could Talk_ to w istocie dwie historie w jednym; jest tu miłość, która nadaje filmowi większość jego tonalnych cech, a na powierzchni jest protest społeczno-polityczny przeciwko niesprawiedliwości rasowej i nierówności, który dostarcza większość głównych punktów fabuły. Na pierwszy rzut oka powinno to być arcydzieło - na podstawie Jamesa Baldwina, scenarzysta i reżyser Barry Jenkins, żywa kinematografia Jamesa Laxtona, utalentowani aktorzy, wciągająca i melancholijna ścieżka dźwiękowa Nicholasa Britella. To powinno być home run. Jednak chociaż uznałem go za estetycznie bezbłędny, podobnie jak _Moonlight_, uważałem, że całość była znacznie mniejsza niż suma jego wyjątkowych części. Jenkins nie potrafił uczciwie ukazać żadnego z równolegle przebiegających przez film narracji, oba wydają się niekompletne, jak szkic ołówkiem zamiast obrazu. Największym problemem jest jednak ospała historia miłosna. Jenkins korzysta z Terrence'a Malicka esoterycznego voiceovera, podnosząc całe fragmenty bezpośrednio od Baldwina. Jednak to, co czyta się pięknie w powieści, jest źle umieszczone w filmie, nawet głos w tle, co sprawia, że dwie główne postacie są nierealistyczne, a ich miłość do siebie jest idealizowana do tego stopnia, że staje się absurdalna. Podobnie jak w filmie Pawła Pawlikowskiego _Zimna Wojna_ (2018), uważałem _If Beale Street Could Talk_ za formalnie piękny, ale emocjonalnie nieangażujący.