Oglądając Johna C. Reilly'ego przez lata, we wszystkim od 'Hoffy' i 'Dolores Claiborne', gdy rozwijał swój fach, po 'Step Brothers' i 'Carnage', w których był jednym z czołowych aktorów, na których…
Oglądając Johna C. Reilly'ego przez lata, we wszystkim od 'Hoffy' i 'Dolores Claiborne', gdy rozwijał swój fach, po 'Step Brothers' i 'Carnage', w których był jednym z czołowych aktorów, na których skupiony był film, naprawdę chciałem, żeby ten film dla mnie zadziałał, chociaż mam wrażenie, że w tej niedawnej fali kina wywołanej obsesją Hollywoodu po 'Zmierzchu' z wampirami, ktoś naprawdę powinien dać tej tendencji spocząć, przynajmniej na chwilę, aby kreatywne ogniska mogły mieć szansę się rozgorzeć - wydaje się, że to już było przesycane. Jestem pewien, że to nie było to, o czym marzył Bram Stoker w swoim oryginalnym 'Drakuli'. W tych niedawnych CGI-nadmuchanych bałaganach nie ma niczego na tyle mięsistego, żeby można było w nie wbić zęby. Jestem pewien, że sam Dr. Alucard przeklina dzień, w którym została mu nadana nieśmiertelność, przynajmniej aby uniknąć lokalnego multikina, z tego samego powodu.