Hojny 3.0 tutaj. Naprawdę lubię Ti Westa. Dom diabła był niesamowity, a Innkeepers to jeden z moich ulubionych filmów grozy z ostatnich kilku lat. Wiedza o masakrze w Jonestown sprawia, że jest to…
Hojny 3.0 tutaj. Naprawdę lubię Ti Westa. Dom diabła był niesamowity, a Innkeepers to jeden z moich ulubionych filmów grozy z ostatnich kilku lat. Wiedza o masakrze w Jonestown sprawia, że jest to dodatkowo przerażające, a krótka długość filmu działa na jego korzyść. Gene Jones jest świetny. Zbyt wiele potknięć jednak. Jedynym usprawiedliwieniem, o jakim potrafię myśleć, jest kąt Vice, jedyna wymówka, którą potrafię wymyślić dla użycia muzyki (zdaje się, że skomponowali ścieżkę dźwiękową do swoich krótkometrażowych dokumentów) i sprawia, że cała koncepcja znalezionego materiału jest zbyt plastikowa. Może to tylko ja, ale nie znoszę praktycznie żadnego rodzaju dialogu typu „Uważajcie tam chłopaki: nie chcielibyście wejść w złe miejsce...” w horrorach. Większość tu pochodzi z dobrej woli; widać, że Ti West naprawdę dba o to, co robi (choć nigdy bardziej niż z Innkeepers), ale ten film prawdopodobnie potrzebował więcej czasu na mielenie myśli w jego głowie. Nie mogę nie zauważyć, że to jego pierwszy film produkowany przez Eli'ego Rotha. Mam wizję ich spotkania kilka miesięcy przed produkcją, upijających się w mieszkaniu Eli'ego i wpadających na pomysł. Wciąż lepszy niż większość filmów grozy wypuszczanych