Według Wikiquote „brytyjski urzędnik” kiedyś powiedział, że Idi Amin potrzebuje, aby „rzeczy były wyjaśnione słowami jednej litery”. Jedną z nielicznych wad Ostatniego króla Szkocji jest to, że…
Według Wikiquote „brytyjski urzędnik” kiedyś powiedział, że Idi Amin potrzebuje, aby „rzeczy były wyjaśnione słowami jednej litery”. Jedną z nielicznych wad Ostatniego króla Szkocji jest to, że zakłada, że musimy patrzeć na rzeczy przez pryzmat białego Zachodniego człowieka. Oczywiście, James McAvoy ma kilka bardzo dobrych scen z Forestem Whitakerem, z których najlepsza jest prawdopodobnie pierwsza (choć w retrospekcji nie trzyma się zbyt dobrze), kończąca się wymianą koszul między Aminem a dr. Nicholasa Garrigana (aby Amin mógł dać koszulę Garriganowi dla jego nieistniejącego syna Campbella, brata epileptyka i prawdopodobnie również wymyślonego Mackenziego) jakby dopiero co rywalizowali w meczu piłki nożnej. Inne sceny mają o wiele mniej szczęścia, zwłaszcza ta, w której dobry lekarz asystuje dyktatorowi w wymuszeniu ogromnego wydalenia gazów. Dobrze czy źle, to mało ważne, ponieważ nic z tego się nie wydarzyło, a dr. Garrigan nigdy nie istniał - ani nie był chociaż trochę wiarygodny; zaczynając od tego, jak decyduje się pójść do Ugandy (dosłownie kręcąc globusem, zamykając oczy i wskazując), Nicholas zawsze zachowuje się bardziej jak postać w filmie niż jak rzeczywisty człowiek. Może chwycić broń Amina, nie zostając natychmiast zastrzelonym przez różnych sąsiednich żołnierzy; może prowadzić Amina przez ulice, których prawdopodobnie nie zna, do bezpieczeństwa po tym, jak ten zostaje zaatakowany; jest świeżo po medycynie, ale zachowuje się jak doświadczony lekarz; i jest tak nieodparty, że jedna z żon Amina jest gotowa ryzykować życie i kończyny (a raczej kończyny, jak się okazuje) dla seksu z nim (i nawet gdyby postać była realna, wciąż nie bylibyśmy zainteresowani jego życiem seksualnym). Wikipedia mówi mi, że „film miesza fikcję z prawdziwymi wydarzeniami, aby dać wrażenie o Aminie i Ugandzie w czasie jego rządów”. No cóż, na pewno dostajemy niezapomniane wrażenie o Aminie dzięki przerażającemu występowi Whitakera; z drugiej strony, czy nie dostalibyśmy jaśniejszego obrazu Ugandy za jego panowania, gdyby film trzymał się faktów? Jaki jest sens kręcenia na miejscu, jeśli dostajemy tylko powierzchowny pomysł na to, jaki wpływ dyktatura miała na kraj i jego ludzi? Nawet napisy przed zakończeniem napisów końcowych są zbyt mało i za późno, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie są o wiele bardziej dokładne niż cokolwiek wcześniej. Zamiast tego wszystko jest filtrowane przez Garrigana, któremu zależy głównie na uratowaniu własnej skóry i naprawdę niewiele zależy na losie narodu ugandyjskiego. To szkoda, bo wpływy reżysera Kevina Macdonalda są nienaganne; „Nic nie powstaje z niczego” Amina przypomina „Nic nie może wyniknąć z niczego” Lira, a sposób, w jaki w pewnym momencie odrzuca Garrigana, przypomina Rolf Hoppe wypominający Klausowi Marii Brandauerowi w Mephisto. Być może Macdonald powinien całkowicie skierować się w stronę podejścia fikcyjnego i zrobić film à clef (Zangaro, fikcyjna afrykańska dyktatura z The Dogs of War, byłaby dobrym modelem).