Czarno-biała fotografia jest miłym akcentem. Nadaje twarzom starzejących się, refleksyjnych, ale wciąż tęskniących postaci taki wygląd Karsha i pasuje do szybko blaknących wspomnień z minionych…
Czarno-biała fotografia jest miłym akcentem. Nadaje twarzom starzejących się, refleksyjnych, ale wciąż tęskniących postaci taki wygląd Karsha i pasuje do szybko blaknących wspomnień z minionych czasów w niedawnej historii amerykańskiej. Aktorstwo było całkiem dobre. Bruce Dern daje bez wysiłku popisową rolę jako zrzędliwy stary mruk z jedną nogą w reflektorze, a drugą połowicznie zakopaną w cieniach zupełnej demencji. Konflikty międzyludzkie między rodziną i społecznością, przeszłością i teraźniejszością są przedstawione w prosty, liniowy i niezakomplikowany sposób. Historia wydaje się chcieć badać smutne prawdy regresywnej, bankrutującej nacji i absurdalne marzenia i iluzje, do których ludzie się przywiązują. Życie jest ograniczone i nieskończone. Jak głowy wyrzeźbione w skale Mount Rushmore. Jak zrozpaczone postacie wchodzące i wychodzące z ekranu. Nawet po całym życiu uczciwej ciężkiej pracy w zgodzie z różnymi ustalonymi zasadami chrześcijańskimi, pozostaje niepokój, cicha desperacja. Kłamstwa i iluzje są konieczne, aby zapobiec samotnej, niepocieszalnej rzeczywistości. I choć Alexander Payne stara się utrzymać atmosferę względnie optymistyczną, aby nas nie pogrążyć w otchłań beznadziei, nie udaje mu się w pełni rozwijać i realizować tematy, które przedstawia. Za każdym razem, gdy Payne kręci film (Bokovka, Potomkowie), zbiera wiele uznania, a tym razem niemal na to zasługuje. Jest dość bystrym kinematografem, który chce tworzyć znaczące obrazy, nie za bardzo się w to zagłębiając. Konkretnie, filmy drogowe na pół baku. Na szczęście nie zapuszcza się w mroczne rejony Bergmana, ani nie nadyma się Godardowską samoistnością, ale nie czyni sobie za dobro, unikając lub lekceważąc potencjalną wartość i pilność spraw, które przedstawia. Jego koncepcje są skrócone. Kiedy oglądam Nebraska, nie mogę nie zastanawiać się, jak utalentowani filmowcy jak Kieslowski czy Cassavettes potraktowaliby i obsłużyliby materiał. Niemal bardziej rozczarowujące niż starzenie się, tracenie obecności umysłu i próba pogodzenia się z pękniętymi wspomnieniami, jest niezdolność do pełnego zrozumienia, a co dopiero zarządzania i pielęgnowania, własnego pomysłu.