Przed renesansem Disneya był Harrisans. Tak jest, słyszeliście dobrze: Harrisans. W ciągu kilku lat w latach 80. Harrison da Chicago poprowadził być może największą filmową przygodę i być może…
Przed renesansem Disneya był Harrisans. Tak jest, słyszeliście dobrze: Harrisans. W ciągu kilku lat w latach 80. Harrison da Chicago poprowadził być może największą filmową przygodę i być może najlepszy film science fiction w ogóle. Był także częścią tej uroczej trylogii _Gwiezdne wojny_. Nie wspominając o wielu świetnych filmach jak _Przypuszczalna niewinność_, _Frantic_, _Ucieczka_, czy dwóch thrillerach jako Jack Ryan. Wśród moich ulubionych filmów z okresu Harrisansa (jeśli będę to powtarzać, stanie się to rzeczą) były dwa wyreżyserowane przez Petera Weira, Australijczyka, który nigdy nie spotkał konfliktu kulturowego, który by nie chciał sfilmować. Weir wyreżyserował kilka amerykańskich filmów i wybrał odpowiedniego mężczyznę do ich prowadzenia. _Świadek_ był lubiany i miał prawdziwie twardą postać Harrisona, który bronił Amiszów. Ale moim zdaniem _Wybrzeże moskitów_ było lepsze. Spójrz na gwiazdy. Harrison Ford, Helen Mirren, River Phoenix, według historii Paula Therouxa, scenariusz napisał Paul (_Taksówkarz_, _Byk ryczący_) Schrader. Skorumpowani krytycy filmowi wtedy nie byli zachwyceni ambitnym zakresem filmu, ale podobał im się sposób, w jaki Harrison potrafił grać antybohatera. Co jest w nim takiego anty? Był świetny! Chciałbym, żeby był moim tatą. Chciałbym pójść na ucieczkę z genialnym wynalazcą ojcem, który miał wielkie wizje zbudowania nowej utopii w lasach Belize poprzez produkcję lodu w tropikach. Okej, może przesadził. Trochę się zadumał i oszalał. Stał się patriarchalnym tyranem, przed którym uciekał. Ale to było z powodu złości, którą czuł, gdy uświadomił sobie, że podczas gdy (w latach 80.) może uda mu się uciec przed wielką chciwością, nie może uciec od ludzkiej chciwości. O tragedio ludzkości.