Imelda Staunton jest świetna jako średnio wiekowa żona, wesoło żyjąca swoim życiem rodzinnym z mężem "Stanem" (Phil Davis) oraz dwójką dorosłych dzieci i ich partnerami. Jest bardzo szanowana przez…
Imelda Staunton jest świetna jako średnio wiekowa żona, wesoło żyjąca swoim życiem rodzinnym z mężem "Stanem" (Phil Davis) oraz dwójką dorosłych dzieci i ich partnerami. Jest bardzo szanowana przez swoich kolegów i wydaje się być uosobieniem pracowitej brytyjskiej gospodyni z lat 50. Aż do momentu, kiedy na jej drzwi puka policjant, a jej świat zaczyna się rozpadać. Teraz już dość wcześnie wiemy, że "Vera" lubi pomagać dziewczynom. Trzeba przyznać, że jest ich sporo, które są do tego uprawnione. Wychowywanie rodziny w czasach restrykcji, braku pracy i mężczyzn, którzy zazwyczaj byli skłonni uciec na milę (jeśli w ogóle wiedzieli/lub zależało im) było trudnym zadaniem dla wielu młodych kobiet, pozbawionych wsparcia rodzinengo lub państwowego. Nie brała pieniędzy za usługi z karbolem i strzykawką, po prostu uważała, że robi najlepiej dla wszystkich zainteresowanych. Nie trzeba dodawać, że morale tamtej epoki niekoniecznie zgodziło się z tym, prawo z pewnością nie - i tak stajemy w obliczu dość dobrze przedstawionej i napisanej analizy zastarego i nieiliberalnego środowiska, w którym znalazło się wiele kobiet. Film nie stara się moralizować - pozwala nam obserwować jej działania i ocenić - niemal w pojedynczych przypadkach - względne zalety jej interwencji i myślę, że jest to szczególnie skuteczne w pobudzaniu debaty, którą ten film na pewno wywoła. Obsada wspierająca, w tym kariernie definiujący wkład Daniela Maysa jako jej zaniepokojonego syna "Sida", Eddie Marsan i Heather Craney, pozwala historii się rozwinąć, obejmując nie tylko działania "Vera", ale także współpracę - z współczuciem i/lub motywowaną chciwością - przez tych w zawodzie medycznym i tych społeczności, którzy mieli mniej skrupułów w monetyzacji nieszczęścia innych. Przede wszystkim jest to myślący - nie ma prostych odpowiedzi na to, co się tutaj dzieje, i za to Staunton (i Mike Leigh) warto docenić. To nie jest dla ludzi o słabym sercu, ale najbardziej wzruszające filmy nigdy nie są.