Nie wiem, czego dokładnie się spodziewałem, ale ta niedopieczona wersja „Grand Hotelu” - serial telewizyjny zamiast eleganckiego filmu z 1932 roku - zdecydowanie tego nie było. Faktycznie ma niewiele…
Nie wiem, czego dokładnie się spodziewałem, ale ta niedopieczona wersja „Grand Hotelu” - serial telewizyjny zamiast eleganckiego filmu z 1932 roku - zdecydowanie tego nie było. Faktycznie ma niewiele wspólnego z tytułowym politykiem, bardziej z ludźmi, którzy dołączają do jego kampanii nominacyjnej albo do legendarnego hotelu Ambassador w Los Angeles. Stałym elementem jest dyrektor generalny John Casey (Sir Anthony Hopkins), który spotkał i powitał wielu wielkich i dobrych przez lata i który spędza dzień ze swoim przyjacielem „Nelsonem” (Harry Belafonte), oczekując przyjazdu senatora Kennedy'ego. Potem jest „Ebbers” (William H. Macy), który właśnie miał spięcie z kierownikiem kateringu „Simmonsem” (Christian Slater); uparta czeska dziennikarka, która próbuje przekonać wszystkich, że nie pochodzi z komunistycznej dyktatury; kilku gości, którzy chcą dołączyć do Ashtona Kutchera i się najeździć, oraz personel kuchni (nielegalny), który jest paranoicznie - z dobrego powodu - zaniepokojony zwolnieniem. Są też kilka mydlanych wątków, które pytają, kto romansuje z kim, a całość jest przetykana niektórymi aktualnymi wydarzeniami politycznymi z nocy, jakby to nadawało temu wadze. Niestety, pomimo świetnej obsady aktorskiej cała ta rzecz po prostu nie pasuje w interesujący sposób. To jest jakby Emilio Estevez postanowił ściągnąć jak najwięcej swoich przyjaciół i rodziny (oraz ich przyjaciół i rodziny) do udziału w filmie na rzecz Demokratów, podszytym jakimiś podniosłymi dogmatami z archiwów. Jest to zbyt przegadane, bez tempa i jest zbyt wiele rozproszeń, żeby to było cokolwiek przekonującego do oglądania. Shia LaBeouf przynajmniej wyglądał, że cieszy się swoją rolą jako „Cooper” na kwasie, ale poza tym graniczy to z powagą i szczerze mówiąc nudą. Być może gdyby się to nazywało „Hotel Bobiego”, to może nie byłbym tak rozczarowany, ale nie było i byłem. Przepraszam.